Temat: Rezydencja profesora Przemysława Iseki Wto Mar 31, 2015 8:11 pm
//Miejsce świetne jako dungeon. Żywa pułapka, możliwość pozyskania rezydencji, rzadkich obiektów i technologii. Opcjonalnie również sługę na wyłączność. //
Ogromna rezydencja na obrzeżach miasta należała i należy do profesora Przemysława Iseki. Należały do niego i oby dwa garaże i wielkie zarośnięte podwórko. Tak samo uzbrojona od stóp do głów piwnica. Jednak pana Przemysława już nie ma. Zniknął w maju tego roku bez zapowiedzi, zabierając ze sobą najważniejsze rzeczy. Nie powiedział ani słowa swojej wiernej służce, która była jego eksperymentem. Nie powierzył jej żadnej misji. Nie było żadnego: "czekaj tu na mnie", "pilnuj domu". Nic. Bez niego w pobliżu istota zwana Eliot była pozbawiona sensu egzystencji. Nie miała jak narzekać na swoją ułomność, bo wiedziała, że doktor opuścił ją kategorycznie. W domu brakowało dokumentów i wyników badań, a wszelkie dane w komputerach były wyczyszczone. Nawet większość bielizny jej pana zniknęła. Nie mając żadnego celu, Eliot została w rezydencji ogarniała dzień w dzień cały ooogromny gmach, licząc na to, że może jej doktor niedługo wróci do niej i z powrotem nada sens jej życiu. Wraz z 1 czerwca odłączono budynkowi dostęp do wody i do prądu. Nie był to żaden problem dla persony, którą można by włożyć jako baterię do pilota. W ogrodzie była studnia, więc o ile dziewczynie się przypomniało o higienie, to nabierała wody i się myła. Nie mając ochoty wychodzić na zakupy po jedzenie, na które nie miała pieniędzy, żywiła się tylko jedzeniem z ogródka oraz drewnem i fragmentami plastiku. Wcześniej nie miała pojęcia, że ma predyspozycje na łaknienie spaczone. Tak więc dziewczyna czekała... i czekała... i czekała.
Katsuro
Podwładny Czerwonego Króla
Temat: Re: Rezydencja profesora Przemysława Iseki Nie Kwi 05, 2015 10:46 pm
Koła samochodu z chrzęstem przebyły żwirowany wjazd na dworzyszcze jak widać opuszczonej posiadłości. Katsuro nie chciał nazbyt mitrężyć w siedzibie swego wuja mając świadomość tego, że w swym mieszkaniu samopas pozostawił skrępowanego bądź co bądź Leightona. Niczym burza nadciągała nieuchronnie konfrontacja z Serah i choć Iseki niespecjalnie obawiał się zmysłu percepcji przywódczyni, to nie miał zamiaru pozostawiać niczego przypadkowi, chciał jak zwykle dotąd w zupełności kontrolować przebieg zdarzeń, a pomóc mógł mu w tym wuj Pszemek. Stary szaleniec i kompletny szajbus oderwany od społeczeństwa, a jak to często bywa i geniusz. Choć wuj słynął z pustelniczego prowadzenia się, to ponad miarę zaskoczeniem dla Katsuro był stan siedliszcza tego starego dziwaka. Wszystko wydawało się jakby porzucone z dnia na dzień, zapuszczone, zdziczałe. Nie było najmniejszych wątpliwości, albo naukowiec pozostawił rezydencję na pastwę losu, albo odwalił kitę i leży gdzieś przegniły do szpiku kości. Cóż, nawet jeśli wybrał się w małą podróż, to zabawki prawdopodobnie zostały na swoim miejscu, w końcu nie mógł od tak zapakować tego całego złomu jaki wyprodukował przez lata wynalazczego cugu. A z tego co pamiętał Katsuro przywołując dziecięce chwile spędzone u wuja, było tego od groma i trochę. Kto wie, może jeśli naszemu bohaterowi się nadto poszczęści to odkopie gdzieś tam nielichą atomówkę, którą mógłby spuścić na łeb Serah, oczywiście pod warunkiem że jej wcześniej z rąk niebieskich szlag nie trafi. Otwierając z wysiłkiem duże, mocne drzwi Iseki zagłębił się we wnętrze okazałej rezydencji kopniętego wujaszka, czując wzmagającą się ciekawość tego co los złoży na jego ręce.
Nic się nie zmieniało. Tak samo wielki gmach. Tak samo dużo technologi. Tak bardzo mało kogokolwiek. Tylko pojedyncza jednostka do opieki nad całym gmachem. Wielkie porządki w winiarni trwały dwa dni, a prace dopiero zbliżały się ku końcowi. Dziewczyna, która się tym zajmowała od dwóch dni nie zmieniała ubrać, a brązowe rybaczki i biała bluzka pachniały potem. Utytłana od stóp do głów, wzięła wiadro, by wymienić wodę w studni, jako że w kranach już takiej nie możliwym było uraczyć. Wchodząc na górę po schodach, kryształ na jej klatce piersiowej zaświecił, co było widać przez białą bluzkę. Czujnik ruchu na zewnątrz coś wykrył. Wiedziała o tym, bo sama podłączyła się do sprzętu monitorującego całego budynku. Czuła się zobligowana do pilnowania całej posiadłości. Poza tym miała nadzieję, że jeśli jej pan Przemysław Iseki wróci, nie będzie zaskoczona, ani go nie ominie. Była powiadomiona o każdym większym ruchu na dworze. System reagował nawet na nią samą, jednak w takich momentach była świadoma, że to o nią chodzi i ignorowała świecący się klejnot. Weszła na parter po schodach i zostawiła przy nich wiadro z brudną wodą i płynem do naczyń. Podeszła do ściany obok, by spojrzeć na wyłączony monitor, który włączyła dotknięciem ręki. Przekaźnik takiego kalibru nie wymagał dużych pokładów energii. Kombinezon pomocniczy, albo bezpośredni dostęp do jej klatki piersiowej nie był wymagany. Monitoring włączył się szybko i przekazał obraz mężczyzny przed drzwiami. Zaraz tu wejdzie. Odwróciła się w stronę drzwi i ruszyła im na przeciw. Pierwszą rzeczą, którą powinien zobaczyć chłopak była ta oto dziewczyna — przeciętnego wzrostu o niesamowicie jasnych, długich włosach i o czarnych białkach w oczach. Ubrana niechlujnie, nie miała na sobie żadnego stanika, czy też butów. Przez moment jeszcze świecił jej kryształ na klatce piersiowej. — Dzień dobry, mam na imię Eliot, a to jest rezydencja pana Iseki. Zgubiłeś się, czy czegoś tu szukasz? — spytała, przybliżając się do nieznajomego przybysza.
Katsuro
Podwładny Czerwonego Króla
Temat: Re: Rezydencja profesora Przemysława Iseki Sob Kwi 18, 2015 2:01 pm
Nie odwlekając dłużej tego co nieuniknione, tak jak i zamierzył Katsuro naparł na klamkę, tym samym rozwierając wierzeje opuszczonej przez wuja siedziby. Przez chwilę jeszcze z wahaniem mitrężąc czekał aż wrota samopas ukażą przed nim swe enigmatyczne oblicze. Biorąc nieco głębszy oddech, Iseki zanurzył się w otchłań skrywającą to, co mógł sobie jedynie wyobrazić. Jednak i to było niczym, wobec tego co młodzian zastał wewnątrz domostwa, nawet najśmielsze wyobrażenia nie otarły się o to, co zaserwował mu nadzwyczajnie szczodry wuj Pszemysław. Przed nim, zaledwie o kilka kroków stała niecodzienna istota... ludzka, a jednocześnie nadzwyczajna. Nie dało się ukryć że nie grzeszyła urodą lecz nie to przykuło uwagę mrocznego władcy. - Katsuro Iseki, krewny właściciela tego domu. A ty? - Zapytał jak gdyby nigdy nic, nie chciał zwyczajnie zdradzać się przed nieznajomą... jeśli tak "to coś" można było określić. - Czym jesteś? Kolejnym eksperymentem wuja..? - Oczywiście że tak! Było to jasne jak sryliard słońc, ale jasnowłosy uznał że wolałby to usłyszeć od napotkanej niespodzianie istoty. - Mogłabyś zdradzić mi dokąd udał się mój drogi wuj? Mam do niego sprawę... nie cierpiącą zwłoki. - Miał nadzieję że to wystarczy nieznajomej za powód jego przybycia, no i bądź co bądź wtargnięcia w cztery opuszczone kąty tej obrosłej w syf rezydencji. Ciekawe czym kierował się wuj Iseki składając to cacko, ale pewnie nie obraziłby się gdyby nasz pogrążony w otchłani zła bohater położyłby na jego zabawce swe stworzone do siania chaosu łapy.
Smutno by się Eliot zrobiło, gdyby usłyszała co myślał o stanie rezydencji. Faktycznie, została ona żeby zajmować się całym gmachem, którym wcześniej zajmowała się 6. służących. Nie mniej jednak starała się sprzątać dokładnie cały budynek (co dla jednej persony było niewykonalne), a o główne wejście dbała najbardziej, na wypadek, gdyby jej mistrz wrócił. Nie mniej jednak zdawała sobie sprawę, że prędzej by wszedł przez ukryte wejście w fontannie, niż tutaj. Chłopak, który zawitał do niemal opuszczonej rezydencji, nawet jeśli starał się nie pokazywać tego za nadto, był zdziwiony dziewczyną przed nim. Już w pierwszym momencie zastanowiła się, czy nie będą go przerażać jej ciemne oczy. Nie mniej jednak mężczyzna wydawał się oswojony z wszelkimi dziwactwami. - Panie Iseki, doktor opuścił tę rezydencję rok temu. Nikt nie zna lokacji, w której obecnie przebywa. Muszę więc pana zawieść, ale tutaj pan go nie znajdzie - powiedziała bez zacięcia, zawahania, czy chociaż zmiany mimiki twarzy. Ręce miała swobodnie opuszczone przy klatce piersiowe. Na pytanie o doktorze odpowiedziała jako pierwszym. Uznała go za pytanie o większej wartości. Nie miała powodów, by ukrywać tego kim jest. - Określenie czymś chyba nie jest czymś miłym - skomentowała, choć nie widziała w tym nic złego. Miała jednak wrażenie, że według powszechnej opinii, to rzeczywiście można by uznać za obraźliwe. Podzieliła się więc swoją myślą na głos. - Nie wiem, czy słuchanie o mnie rzeczywiście jest tym, co chcesz wiedzieć. Swego czasu doktor Przemysław mnie uratował. Mój obecny stan jest efektem tego, w jaki sposób wykorzystał moje ciało do eksperymentów, bym zyskała zdolności manipulacji energią urządzeń elektrycznych. - Nie widziałam pana w żadnej bazie danych, jednak skoro doktora tutaj nie ma, nie ma pan nic do roboty, prawda?